á
â
ă
ä
ç
č
ď
đ
é
ë
ě
í
î
ľ
ĺ
ň
ô
ő
ö
ŕ
ř
ş
š
ţ
ť
ů
ú
ű
ü
ý
ž
®
€
ß
Á
Â
Ă
Ä
Ç
Č
Ď
Đ
É
Ë
Ě
Í
Î
Ľ
Ĺ
Ň
Ô
Ő
Ö
Ŕ
Ř
Ş
Š
Ţ
Ť
Ů
Ú
Ű
Ü
Ý
Ž
©
§
µ
Sołtys przedstawia zapomniane sklepy i zaświnione chodniki, ludzi bez perspektyw, zabijających swój czas w cieniu własnych łez. Zdarzają się tu zwyczajne lumpy, ale i niezwykłe oryginały, ludzie porzuceni przez czas i bliskich, skrywający zapomnianą historię, strzegący swoich tajemnic. Ludzie losy pokazane są bez pudrowania i lukrowania, prawda czasu i ulicy trzyma się w mocnym uścisku. Sołtys to taki młodszy Nowakowski, wyczulony na temperament ulicy, na jej utajone, barwne, choć dojmujące i pełne trosk, życie. Zbliża się do swoich postaci i oddala, zajmują go sprawy najbardziej nieistotne, na których upływa znaczna część życia. Galeria postaci jest wyjęta jakby z kroniki policyjnej pomieszanej z miejską, stołeczną rubryką obyczajową. Ludzie pojawiają się tu w nagłym błysku, w językowej magmie, gęsto upaćkani zmartwieniem. Chłopiec w lustrze „miał oczy jak błękitne guziki, jeszcze przez parę chwil niepasujące do żadnej pętelki”. „Taki był Marian. Wielki jak hala na Wschodnim i rozkołysany jak pelargonie w wichurę”. Sołtys ma dla nich wiele zrozumienia i prawie nigdy nie skąpi im serca. Mały realizm, dużej poezji. „Czas płynął i ten człowiek długo się z niego nie wynurzył”.