360021
Book
In basket
Wielki „Urbanator”, chłopak z Łodzi, wychowywał się w rodzinie szwaczki i tkacza. Jego rodzice co sobotę na huczne przyjęcia zapraszali badylarzy, partyjniaków i artystów, którzy lubili otrzeć się o bogactwo. Kiedy matka wybudowała w ogrodzie basen, sąsiedzi z wściekłości rzucali w dom kamieniami i butelkami z benzyną. Jako sześciolatek rozpieszczany był bardziej niż dzieci królewskie. Służąca miała rozkaz odwieźć go codziennie do szkoły taksówką. Nic nie liczyło się poza skrzypcami. Jazzowego potwora obudził w nim Louis Armstrong, śpiewając i grając na trąbce „Mack the Knife”. Wkrótce po tym, jak usłyszał Popsa w rozgłośni „Głos Ameryki”, zaciągnął matkę do komisu po – drogi jak samochód – saksofon. I odtąd chodził z nim ciągle na próby zespołów, które tworzyły się i rozpadały z dnia na dzień. Grywał na jamach, podłapywał chałtury. Zanim skończył czternaście lat, pił i palił jak stary. Latem 1962 r. Michał Urbaniak wylądował w Nowym Jorku. W Nowym Orleanie słuchał już Louisa Armstronga, siedząc u jego stóp pod sceną, w San Francisco po raz pierwszy ujrzał na żywo Milesa Davisa...
The item has been added to the basket. If you don't know what the basket is for, click here for details.
Do not show it again